I wtedy podniosłam wzrok, spojrzałam w jego oczy.
- Jesteś wyjątkowa. Jedyna w swoim rodzaju. Nikt z nas nawet nie próbowałby zrobić tego, co ty zrobiłaś bez wahania. Nie odchodź, nie zmieniaj się, proszę. Uwielbiam cię taką jaką jesteś.
Poczułam, jak się topię.

środa, 28 października 2015

Rozdział 1


Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jej włosy były brudne, rozczochrane i pozlepiane od brudu, ale najbardziej rzucał się w oczy czarny, rozmazany makijaż spływający po jej bladych policzkach. Po raz kolejny przejechała dłonią po twarzy, by wytrzeć słone łzy, spływające i pozostawiające po sobie mokry ślad.   

Widok na siebie przysłonił jej ciemny kosmyk, który od razy, szybko zaczesała za ucho. Wtem poczuła ogromną złość, wypełniającą jej organizm, płynącą niczym adrenalina wraz z krwią. Głęboko odetchnęła, ale nie po to, by się uspokoić. Dziewczyna wyglądem nie przekraczająca dwudziestego roku życia, napięła się i dając upust emocjom wypełniającym ja, uderzyła pięścią z całą siłą, jaką w sobie znalazła, w swoje odbicie, które zaczęło już ją irytować.

Nie czuła bólu, chociaż ewidentnie przerwała naczynka krwionośne, powodując rozlew gęstego, ciepłego, czerwonego płynu po ręku.

Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że zdradziła ją.

Vient... Vinnetty... traktowała ją jako swoją siostrę. Miała oczywiście nad nią władzę, w końcu to ona byłą prawdziwą królową, co jednak nie zmienia faktu, że zaufała jej. Nie spodziewała się, że będzie kiedykolwiek w stanie odejść.

Jednak trzeba zapomnieć o przeszłości.

Pewne jest, iż Vinnetty nie zasługiwała na tron na Ziemi lub w jakimkolwiek innym miejscu. Jak to jest możliwe, że ludzie uczynili ją władcą?, pomyślała. Ktokolwiek inny z tego głupiego gatunku byłby lepszym kandydatem.

Odwróciła się i otworzyła drzwi kopniakiem. Wyszła z łazienki i pewnym krokiem przemierzył długi korytarz ozdobiony starymi portretami poprzednich mieszkańców pałacu. Nienawidziła ich, ale postanowiła zatrzymać obrazy, aby móc coś widowiskowo spalić, gdy już ostatecznie pokona wrogów.

Pod budynkiem znajdowali się wszyscy. Nie zauważyli, że się pojawiła, więc przez chwilę mogła patrzeć na nich, widząc chaos i strach, wywołany wiadomością, która może być na razie potencjalnym, a już niedługo prawdziwym zagrożeniem dla ich przyszłości.

Poddani młodej dziewczyny wyraźnie obawiali się tego, co przyniesie czas. Ona jednak nie odczuwała takiej trwogi jak oni. Wiedziała, że obojętnie, co się stało, da radę wszystko naprawić i z powrotem wysunąć się na wyższą pozycję. Dlaczego nie czuła lęku? Żyła w głębokiej wierze, że nie da się jej pokonać. Utwierdzała ją w tym przekonaniu osoba na scenie, pośrodku placu. Ta kobieta sprawiła jej ból swoimi ostatnimi decyzjami, ale królowa nie umie płakać. Żeby się pocieszyć wydała specjalny rozkaz, aby schwytać zdrajczynię. Teraz miała wszystko zakończyć.

- Cisza! -  Ludzie od razu zamilkli, słysząc jej, budzący grozę, głos. Odwrócili się stronę tarasu pałacu, na którym stała.

Lubiła to. Lubiła tę władzę, jaką nad nimi miała. Jakieś... dziesięć tysięcy lat temu była nikim w tym brutalnym, politycznym świecie, ale udało jej się objąć tron i przemienić wszystko, co znała i co było dobre, w coś okropnego poddanego jej potężnej sile,  która zabijała jakiekolwiek pozytywne emocje. Właśnie to lubiła. To, kiedy władała i kiedy nikt ani nic nie mogło jej się przeciwstawić.

Tu właśnie pojawia się kolejny powód, dla którego zdrada Vinnetty ją tak zabolała. Pojawiła się osobą, która przestała uciekać, skończyła się bać i podniosła ręce, by odeprzeć atak.

Podniosła wzrok i spojrzała na środek placu, gdzie stała scena, a na niej siedziała młoda kobieta w ozdobnej, czarnej sukni. Jej poplątane blond włosy rozwiewał lekki wiatr. Spod pałacu widać było jej rozmazany makijaż ściekający po bladych policzkach. Królowa nie uśmiechnęła się na jej widok ani na widok cierpienia wypisanego na jej twarzy. Nie czuła nic.

- Vient von Phaler, - krzyknęła - czy wiesz co tu robisz?! - Zwęziła oczy do małych szparek. Kobieta ze sceny nawet nie podniosła głowy, co bardziej ją zirytowało. - Jesteś winna zdrady swojej ojczyzny! Okłamałaś nas, wykorzystałaś i oszukałaś! - Złość mocniej w niej wezbrała. - Zostajesz skazana na karę śmierci... - w tłumie zaczęły pojawiać się głośne okrzyki radości -... poprzez ścięcie - powiedziała to z zimną krwią, odrzucając od siebie wszystkie wspólne wspomnienia.

Lud krzyczał i wiwatował, co spowodowało mały uśmiech władczyni. Odwróciła się, by w chwale podjęcia dobrej decyzji i uwielbienia przez podwładnych, wrócić do zamkniętego pomieszczenia, gdzie ponownie mogłaby być sama.

- Naprawdę myślisz, że tak to powstrzymasz?

Zamarła. Vient wyszeptała te kilka słów, lecz jej głos przebił się z niesamowitą siłą przez hałas i uderzył w zmysł słuchu dziewczyny. Tylko ona to usłyszała. Szybko wróciła do balustrady i spojrzała na byłą przyjaciółkę. Zamierzała takim sposobem wymusić na niej, by powiedziała coś więcej i zdradziła sekret, który trzyma. Królowa wiedziała, że jej zdrada polegała na przekazaniu wrogom informacji o nich.

- To nie koniec... To jeszcze nie koniec...

Po jej ciele przeszedł dreszcz przerażenia pierwszy raz od kilkuset lat. Od razy poczęła uspokajać siebie, że to tylko groźba, ale jest nie ważna, bo Vinnetty jest ostatnią przedstawicielką swojego gatunku. Tak było w starej przepowiedni. Jeśli ostatnia bestia nie zdoła przezwyciężyć zła, to nikt inny nie da rady, a przecież ona niedługo umrze... Ręce zaczęły się trząść, bo mózg został owładnięty strachem , że Vient znalazła jakiś sposób na zmienienie przyszłości...

Złość, przerażenie, wściekłość... Emocje wymieszały się tworząc śmiertelną substancję... Jej oczy otworzyły się szeroko, uniosła rękę i wypowiedziała jedno słowo, które mroziło krew w żyłach, swoim brzydkim brzmieniem odbierało chęć do jakiegokolwiek pozytywnego działania... Wypowiedzenie go wiązało się z wielkimi konsekwencjami, ponieważ powodowało... śmierć. Nikt z ludzi żyjących na Ziemi, na Księżycu, Marsie albo w innym układzie słonecznym nie ma prawa do zabijania. Jednak króla tej planety, by dojść do władzy, użyła go już setki razy i nie żałuje żadnej duszy której żywot ścięła.

Biały, elektryzujący piorun przepłynął jej żyłami do ręki i uwolnił się z ciała. Przeleciał nad placem w ciągu ułamka sekundy i uderzył z kobietę siedzącą na scenie. Ciało wybuchło i rozjarzyło się czerwonym płomieniem. Dziewczyna poczuła ulgę, widząc jak jej dawna przyjaciółka opadła na ziemię...


Haaaaay! Przepraszam, że minął prawie miesiąc od daty, którą wyznaczyłam na pojawienie się tego rozdziału, ale miałam małe zawirowanie w domu...
Jednak dzięki za zainteresowanie się i przeczytanie tego posta - mam nadzieję, że się podobało! Mam także nadzieję, że polubicie niezbyt szczęśliwą historię bohaterki (której właściwie jeszcze nie poznaliście) jak i samą nią!
 

1 komentarz:

  1. Jest naprawdę nieźle - zazwyczaj bardziej się rozpisuję, ale troszku się śpieszę, więc... Ale widz, że mi się podoba :P
    Zapraszam w wolnej chwili do siebie:
    http://nowa-w-hogwarcie.blogspot.com/
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń